Stefan Garczyński
(artykuł z 7.09.1983 r. opublikowany w ………….)
Uczucia ożywiają i aktywizują, przydają odwagi, podnoszą wytrwałość i wydajność. Zwłaszcza nienawiść jest bogatym źródłem energii i to energii wąsko ukierunkowanej, więc tym potężniejszej. Najbardziej małomówni, gdy znienawidzą wybuchają gejzerami parzących słów; ociężali leniwcy stają się tytanami pracy, gdy widzą w niej okazję do działania na szkodę znienawidzonych; egoiści, niezdolni do bezinteresownych poczynań, nagle poświęcają własne dobro, by godzić w cudze.
Ponadto nienawiść zbliża, zacieśnia więzy między czującymi podobnie, więzy lojalności, solidarności i przyjaźni… Nic przeto dziwnego, że od niepamiętnych czasów demagodzy – i nie tylko oni – rozbudzają i podtrzymują wrogie uczucia.
Racjonalna i irracjonalna
Zdaniem Fromma, obok złej nienawiści irracjonalnej istnieje inna, dobra, racjonalna. Ta druga jakoby spełnia ważną funkcją biologiczną: „Jest uczuciowym ekwiwalentem działania mającego służyć ochronie życia”, rodzi się w chwilach zagrożeń, powstaje przeciw ograniczeniom wolności i wygasa, gdy te zagrożenia i ograniczenia zostają usunięte. Rozróżnienie Fromma, teoretycznie słuszne, ma tę wadę praktyczną, ze każdy kto nienawidzi jest przekonany o racjonalności swego uczucia; ponadto skutki nienawiści racjonalnej (to jest obiektywnie zasadnej) są podobne do skutków irracjonalnej (to jest obiektywnie bezzasadnej).
Dla każdego – w różnych sytuacjach, oczywiście – istnieje optymalna temperatura uczuć. Gdy jest za niska, człowiek nie daje z siebie tyle, ile mógłby, nie realizuje swoich możliwości, funkcjonuje na pól-; na ćwierć obrotach, lecz gdy jest za wysoka, mnożą się błędy w jego rozumowaniach i działaniach. Wysoka temperatura nienawiści mąci myśli gorzej niż wysoka temperatura miłości, gorzej niż tak zwana ślepa ambicja, gorzej niż próżność, gorzej niż sama potężna jejmość – Głupota. Pod każdym względem nienawidzący „truje się własną żółcią”.
Ponieważ aspekt etyczny… nie wszystkich interesuje, wystarczy jeśli przypomnę, że nienawidząc łatwo zatracić dobro nawet w walce ze złem, bo walka ta może stać się celem samym w sobie, nawet celem jedynym. Ścigane dobro ma uświęcić wszelkie środki. Kończy się na tym, że zło środków przerasta realizowane lub – też częściej – nie realizowana dobro.
Jeszcze i to, że w wysokiej temperaturze nienawiści ginie sprawiedliwość, ginie zdolność do etycznych ocen własnych i cudzych poczynań. Nienawiść szuka i znajduje lub fabrykuje sobie „obiektywne” uzasadnienia.
Nienawidzący uznaje za fałszywą każdą informację, która przedstawia wroga w dobrym świetle, nie wierzy w jego choćby częściowe szlachetna intencje, w jego inteligencję i wiedzę, za to łapczywie i bezkrytycznie przyjmuje, wyolbrzymia, albo zmyśla informacje, które mają demaskować podłość i kretyństwo znienawidzonego. (Taka informacja, powtarzana i dalej przez innych puszczana, będzie wychodzić z każdej „stacji przekaźnikowej” jeszcze czarniejsza i okropniejsza, jeszcze bardziej sensacyjna). Ponadto nienawidzący odrzuca z oburzeniem i wstrętem pochodzące od znienawidzonego, nawet najbardziej prawdopodobne informacje, nawet najrozsądniejsze myśli. Wszystko, co ten mówi, to kłamstwo lub bzdura (zwrot: „to oni tak mówią” znaczy: „to nieprawda”), a jeśli przyjaciel uśmieli się przyznać mu choć odrobinę racji, tym samym staje się podejrzany o zdradę.
Zakłócający wpływ nienawiści na logikę rozumowań występuje najwyraźniej w pochopnych uogólnieniach. Podczas dyskusji znienawidzony Iks uniósł się, więc „wyszło na jaw jego chamstwo”, więc jest „typem, który nie ma pojęcia o kulturze”, ale jeśli podobnie wybuchnie lubiany Igrek, to cóż, „zapłonął szlachetnym oburzeniem”, „nie jest zimny”, w „podobnej sytuacji każdy porządny człowiek by zareagował”.
„Gdy zwykle niezadowolenie czy gniew rozrasta się w nienawiść, rzeczy tracą miarę i cel (Diderot). Inaczej mówiąc, wypaczeniu ulegają nie tylko obrazy rzeczywistości, ale także kierunki działań, a stawiane sobie zadania mogą być sprzeczne z wyznawanymi wartościami.
I to nie tylko – z wartościami etycznymi. Jeśli realizując własne dobro nienawidzący musiałby przyczynić dobra także znienawidzonemu, nie realizuje własnego. Gotowy jest szkodzić za wszelką cenę.
Grożą mu także błędy taktyczne. Ot, choćby błąd płynący z utrudnionego przewidywania. By obrać najbardziej racjonalną metodę realizacji celów, trzeba między innymi dobrze poznać sytuację, sposób myślenia i odczuwania tych, którzy tej realizacji będą przeszkadzać. W szachach nigdy nie wygra ten, kto nie domyśla się zamysłów przeciwnika – podobnie w dużo poważniejszych rozgrywkach, tylko że w tych poważniejszych ocena i przewidywanie posunięć drugiej strony zawodzi, gdy gęsty opar nienawiści uniemożliwia odgadywanie jej odczuć i kryteriów, sądów i sposobów rozumowania.
Ktoś tu jednak powtórzy, że w każdym razie nienawiść przydaje sił. Odpowiadam analogią do… karate.
Tak, rozwścieczony ma więcej sił, ale opanowany walczy inteligentniej i tym samym skuteczniej.
Jeszcze i to, że gdy nienawidzący wygrywa to skłonny jest upokarzać, a upokorzony szuka okazji do otwartej lub skrytej zemsty: gdy znów przegrywa marnuje ogrom energii i czasu na obmyślanie i próby odwetu, na słowa i działania, których jedynym realnym celem jest wyładowanie złości; do tego – szuka przymierza z każdym, z kimkolwiek, kto stanie we wspólnym froncie przeciw.
Nienawiść chroniczna
Do gorących, a złych uczuć, do krańcowych zdań, postaw i działań skłonny jest prawie każdy człowiek i każde społeczeństwo w okolicznościach sprzyjających takiemu wzburzeniu, ale jest wiele osób, które wykazują stałą, jakby organiczną gotowość do nienawiści. Wybuchają z byle przyczyny (więc irracjonalnie, bezzasadnie) i wybuchając odczuwają jakby ulgę. Obsesyjnie ujawniają zawziętą wrogość. Wyżywają się w niej. A że dzięki swojej potężnej motywacji i wynikającej z niej energii są niezmordowani, to – gdy jeszcze mają zdolności organizacyjne – wywierają silny, nieraz decydujący wpływ na otoczenie.
Poza cechami wrodzonymi, usposobienie, o którym mowa, wyrabia się na skutek warunków życia. Do tych warunków zaliczam wszystko, co uniemożliwia zaspokajanie istotnych potrzeb jednostki, środowiska czy społeczeństwa, a za tym powoduje na jakimś odcinku stan chronicznej frustracji. Ten sam pies, który swobodny i pieszczony byłby wzorem łagodności, staje się zły i groźny, gdy jest stale trzymany na łańcuchu. Inną okolicznością sprzyjającą chronicznej nienawiści jest taka organizacja życia, w której prawie każda korzyść jednostki, czy grupy może być osiągnięta tylko w walce przeciw innym, tam więc, gdzie dominuje w świadomości motyw współzawodnictwa o duże stawki.
Do najczęściej wywołujących nienawiść bodźców bezpośrednich należą zagrożenia i ograniczenia. „Gdzie bojaźń, tam nienawiść, a nienawiść zguby zawsze szuka…” (Szymon Szymonowicz). Strach upokarza, a upokorzenie spręża w nienawiści. Naturalne jest pragnienie zniszczenia tego kogo się boję – jeśli to pragnienie jest nierealne, to wysokie ciśnienie nienawiści wciąż wszelkimi sposobami daje znać o sobie. Truje.
„Nienawiść, jak miłość, karmi się drobnostkami” (Balzak). Wszakże nie każdymi, lecz takimi które uparcie drażnią już obolałe miejsca. „Nie ukłonił się”, „wciąż się przechwala”, „żartuje z moich nieudanych występów” – to głosy świadczące zarówno o nietaktach jednej strony, jak i o dużej wrażliwości, może kompleksach, drugiej.
To na płaszczyźnie stosunków między jednostkami. Najbardziej jednak mąci w głowach nienawiść zbiorowa, jako że jest stale podsycana przez otoczenie, przez krążące w nim wyselekcjonowane i często wyolbrzymione informacje. Ponadto „nic wypada” być chłodnym, gdy inni wrzą. W takim towarzystwie chłodny źle by się czuł.
Podsyca nienawiść także strona przeciwna. Miłość dość często nie jest wzajemna, nienawiść prawie zawsze nienawiścią się odciska. Strony nie pozostają sobie dłużne ani w myślach, ani w słowach, ani w postępowaniu, a tym samym wzajemnie dostarczają paliwa swoim nienawiściom. Jeśli „oni” głoszą, że wszystko, co robimy wypływa ze złej woli i jest szkodliwe, to staramy się dowieść, że to oni mają złą wolę i tylko na szkodę działają. Od takich skrajnych sądów do skrajnej nietolerancji i stosowania… skrajnych metod walki nie ma nawet pół kroku… skrajnych metod walki, które okazują się przeciwcelowe. W niektórych krajach Południowej Ameryki bestialskie mordy z rozkazu władz są na porządku dziennym. Ich celem jest sterroryzowanie opozycji, a tymczasem podnoszą one temperaturę nienawiści do tego stopnia, że przezwycięża ona lęk i prowokuje do ataków odwetu-obłędne koło wściekłości i nieludzkich cierpień.
„Im więcej się kocha, tym bliżej jest się nienawiści” (Le Roche-foucauld).
Nieraz przeradzają się w nienawiść bądź resztki miłości, bądź nawet cała miłość( lub przyjaźń), gdy uległa frustracji. Zrozumiałe: ten, kto ją odrzucił, wzgardził nią, ten kochającego poniżył, obraził. Chcąc stłumić swoje skaleczone uczucia, odrzucony dopatruje się w jego obiekcie wszystkiego, co najgorsze. (Wiedzą o tym wywiadowcy, gdy zbierają informacje u zawiedzionych kochanków i rozwiedzionych małżonków). A znów ten, kto pierwszy odszedł, rozbudowuje swoje uzasadnienie i racje, nimi się tłumaczy, potrzebuje ich, by czuć się tym, który słusznie postąpił. Znana jest przecież niechęć żywiona do osób, które się obraziło lub skrzywdziło – przypominają one o czymś, o czym chce się zapomnieć.
Przedmiotem rozgoryczonego uczucia może być nie tylko jednostka, ale także organizacja. Dość typowe są przypadki entuzjastycznych działaczy, którzy rozczarowani, nagle zwracają się przeciw swoim dotychczasowym idolom i zwalczają ich z taką samą pasją, z jaką im do niedawna służyli.
Innego rodzaju zbieżność sprzecznych uczuć daje się zaobserwować tam, gdzie miłość żywi się i wyraża tylko lub prawie tylko nienawiścią. „Gdy miłości tak mało, że się nie jednoczą, tam trzeba w nienawiści trzeciego człowieka połączyć się” (Norwid). Częstsze od jednoczenia się w nienawiści do „trzeciego człowieka” jest jednoczenie się w nienawiści do „trzecich”. Jakże często miłość ojczyzny wyraża się tylko nienawiścią do tych, których poczytujemy za jej wrogów!
Podobnie bywało z religią:
„Mamy akurat dosyć religii – pisał Swift – by mieć powód do nienawiści, ale nie dosyć, byśmy się wzajemnie kochali”.
Wobec tego, że nienawiść wypacza charakter i umysł, podsuwa cele sprzeczne z wyznawanymi wartościami i taktykę nieraz sprzeczną nawet z tymi celami, nasuwa się pytanie, czy istnieje „sposób na nienawiść”. Starożytni mawiali:
„jeśli ktoś cię nienawidzi, a chciałbyś być równy bogom to nie odwzajemniaj mu się tym samym uczuciem, lecz odnoś się do niego z obojętnością”. Okazuje się, że niełatwo jest być równym bogom!
Trudno bywa nawet uświadomić sobie własną nienawiść. Jak choleryk nie zawsze zdaje sobie sprawę ze stanu swoich uczuć. Zwłaszcza jeśli chce się uważać za dobrego chrześcijanina, tłumi świadomość swej nienawiści, bo przecież Chrystus przykazał „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, czyńcie dobrze tym, co was nienawidzą” (Ewangelia według św. Łukasza, VI/27).
Na tę sprzeczność między zasadami ludzie reagują dwojako. Prymitywniejsi zaprzeczają jej i choć raz po raz bluzgają nienawiścią, to jednak dalej deklarują miłość bliźniego. Bardziej wyrafinowani tłumaczą sobie i innym, że nie czują nienawiści do człowieka, ale tylko do zła.
Czy jednak można nienawidzić samo abstrakcyjne zło? Czy potrafimy miłować człowieka, którym ono – jak nam się zdaje – kieruje? Jak inaczej niszczyć zło, jak nie – po zwykle daremnych próbach perswazji – niszcząc tego, kto, według nas, jest jego uosobieniem?
Jeśli zaś już przyznajemy się do nienawiści, to w każdym razie staramy się ją wybielać, nadać jej szlachetną rangę. Tak na przykład nienawiść żywioną na skutek osobistych urazów lub zderzeń interesów nobilitujemy, przebieramy w szaty ideologii. „Nienawiść najdzie winę i do krzywdy przyczynę” (przysłowie).
Lekarstwo na nienawiść?
Uświadomienie sobie własnej nienawiści to już trudne zadanie, a wygaszenie jej…! Obawiam się, że na nienawiść, jak na miłość, lekarstwa nie ma. Choćbym nie wiem jak chciał, choćbym nie wiem jak się starał, choćbym sobie raz po raz rozkazywał: „przestań ich nienawidzieć”, nic z tego; chyba… chyba, że „oni” pomogą. Do nich należy inicjatywa, zwłaszcza jeśli są stroną silniejszą.
Wspomniano, że żar nienawiści strony słabszej podsyca frustracja (z niej wściekłość i agresywność), a z kolei frustrację podsyca przydeptywanie słabszego czy pokonanego. Chętka takiego dodatkowego wywyższania się przez poniżanie jest dość powszechna. Podobnie jak tradycyjne nagradzanie „swoich” kosztem pobitych. I podobnie jak mściwość. Zważmy jednak, że takie postępowanie mocniejszych i triumfujących przekreśla szansę pojednania i skazuje ich na szukanie sojuszników tylko wśród przestraszonych osobników małego ducha i nędznego charakteru.
Tu jednak szybko dodam, że choćby tylko stosunkowo dżentelmeńskie, stosunkowo umiarkowane zachowanie się jednej strony, wymaga od drugiej jakiegoś choćby też tylko umiarkowanie pozytywnego oddźwięku; najgłupszą, bezmyślnie prowokującą reakcją jest w takich razach wołanie, że umiar, czy ustępstwa silniejszego są dowodem jego słabości.
———————-
[Aktualne po 30+ latach, prawda?]
Wspomóż tę stronę i czytelnictwo
0
Zobacz jeszcze / See also