Pasja przekłuwania balonów

Stefan Garczyński

Skąd wziął się śmiech? Czemu biologicznie służy? Jak cieszą się „wielcy” i „mali”? Co jest psychologiczną istotą śmieszności? Oto zaledwie kilka frapujących pytań z bogatego menu chochlika groteski.

Kiedy jednak zabrałem się do szukania na nie odpowiedzi, a wydało mi się, że już jestem w połowie drogi, przeżyłem szpetny wstrząs. Oto amerykański psycholog F. Bergler stwierdził (w książce p.t. „Laugher and the Sense of Humor„), że istnieje aż 80 teorii śmiechu. Policzył je w 1959 r. Ile ich od tego czasu przybyło?
Nie, nie zdołam być rzetelnym naukowcem, nie poznam ich wszystkich. Ale nim pokuszę się o własną teorię – być może już osiemdziesiątą czy dziewięćdziesiątą – z grubsza uporządkuję te, o których czytałem.

Teorie rozładowania. 
Dzieci śmieją się częściej niż dorośli – ich śmiech jest bulgotem energii. Z wiekiem krew większości ludzi ,,stygnie”, tracą na witalności, a świat przestaje być dla nich pełny zaskakująco zabawnych dziwów.
Tak, pobudliwość dzieci, ich łatwość płaczu, śmiechu, to bulgot żywotności, ale ona ma spiętrzenia i wyładowania. Freud tłumaczy śmiech rozładowaniem napięcia. Sprężenia i rozprężenia towarzyszą zwłaszcza ograniczeniom i wyzwoleniom. Krępowani wymogami przyzwoitości śmiejemy się z nieprzyzwoitości, krępowani wymogami szacunku dla autorytetu i świętości, cieszymy się z drwin, krępowani wymogami rozsądku, i logiki, z lubością pozwalamy sobie na głupstwa. Podobnie też, gdy przykrość nagle ustępuje, a trudność zostaje przezwyciężona, nieraz wybuchamy śmiechem ulgi lub triumfu.
Freud tłumaczy to w ten sposób, iż zamieszkujące naszą podświadomość potwory – tłumione pragnienia, przeważnie erotyczne i agresywne – korzystają z każdej okazji, by wynurzyć z odmętów kosmate łby; tym wynurzeniom-odhamowaniom towarzyszą często fontanny śmiechu.
Powyższe koncepcje dają się odnieść także do sytuacji, w których nie ma niebezpieczeństw i nic się z odmętów nie wyłania, ale które wzniecają ciekawość lub niepokój. Właśnie ten przypadek zachodzi, kiedy słucham dobrze skonstruowanych-anegdot. Są one jak skondensowane powieści kryminalne; mają napięcie dramatyczne i zmierzają ku zaskakującemu rozwiązaniu. Receptę na taką ich budowę podał już Łukasz Górnicki: „Te są najforemniejsze żarty, które człowieka z przodu nakarmią strachu, a potem wszystko w śmiech, a krotochwilę obrócą”.
Wobec uzależnienia komicznej twórczości i reakcji na nią od falowania indywidualnych i społecznych napięć, oczekujemy, że ich rozładowanie nie będzie jednorodne. Będzie tym trudniejsze, im będzie wzmagać się fala napięć. Wzbierać też będzie rzeka dowcipów i gotowość do śmiechu z nich. l rzeczywiście: marynarze na statkach i więźniowie w celach niezmordowanie dowcipkują o seksie, a w czasie zaostrzonych konfliktów społecznych ten nurt „terapii” wręcz dominuje w ich życiu.

Teorie wywyższenia.
Do drugiej grupy teorii śmiechu zaliczam te, które wyjaśniają jego fenomen nagłym poprawieniem samopoczucia, wywyższeniem siebie i to często przez poniżenie kogoś. Głównym reprezentantem tego poglądu był T. Hobbes, który sądził, że w śmiechu wyrażamy radość z własnej wyższości w porównaniu z czyjąś niemoralnością, kalectwem lub głupotą.
W tej samej grupie umieszczę również koncepcję H. Bergsona. Kładąc nacisk na komiczny efekt zestawienia tego, co elastyczne i żywe z tym, co sztywne i martwe, podsuwa on myśl, że sami mamy skłonności lokowania się po stronie elastyczności życia. A także, ma się rozumieć, po stronie mądrości. Jak dzieci, które zanoszą się od śmiechu z omyłek i potknięć dorosłych, tak i dorośli z uciechą słuchają opowiadań o głupstwach i gafach, zwłaszcza przełożonych i możnych: Gość zaproszony na chrzciny bliźniaków zachwyca się nimi:
„Jakie śliczne! l jakie podobne! Zwłaszcza ten drugi”. (Ja jestem mądry, ja bym tego nie powiedział).
Zważmy, iż żarty, których zrozumienie wymaga odrobiny zastanowienia, bardziej śmieszą od oczywistych; uchwycenie ich pointy sprawia zadowolenie. Pasażer do stewardessy przed startem: „Proszę powiedzieć pilotowi, by nie leciał z ponaddźwiękową szybkością, mamy z towarzyszem ważne rzeczy do omówienia”. (Tak, jestem mądry, rozumiem skąd wzięło się to głupstwo).
Podłym rodzajem wywyższania się jest śmiech z góry. Ujawnienie czyjejś ignorancji czy głupoty podbudowuje przekonanie o własnej „lepszości”. Kretyn, który świadomie lub podświadomie wie, że jest kretynem, nieudacznik, któremu nic w życiu nie wychodzi radośnie rechoczą, gdy widzą, jak cierpiący na niezborność ruchów nie może wejść do autobusu. Przez chwilę czują się czymś lepszym i z tej uciechy porykują. l, ma się rozumieć, gorszymi są także odmienni, toteż śmiech z nich, z ich poglądów i zwyczajów ogromnie „na duchu podnosi”.
Dowcipy z odmiennych stają się złośliwsze i śmiech z nich głośniejszy, gdy są oni ot, choćby niekochanymi sąsiadami, albo też są dynamiczną mniejszością, która się wybija lub dorabia, a tym samym jest przedmiotem zawiści.
Trochę inne psychologiczne podłoże ma śmiech pod „górę”. Śmiejąc się z głupka lub szaraczka podkreślamy i obwieszczamy naszą domniemaną wyższość, ale walczyć o nią nie musimy. Co innego, gdy śmiejemy się z mędrka i kacyka. Śmiech z tych „na górze” jest agresywniejszy, gwałtowniejszy i … bywa etycznie usprawiedliwiony. Od wieków śmiali się uczniowie z profesorów, służący z „państwa”, biedni z bogatych, szeregowcy z oficerów, poddani z władz. Jak długo krążyło opowiadanie o dostojniku, który na reprezentacyjnym polowaniu wpadł w wilczy dół!  Z jaką lubością powtarzano przejęzyczenie sławnej persony! Ile śmiechu budziły plotki o seksualnych porażkach jeszcze innego! Szyderstwa z tych na świeczniku są prastarym źródłem wesołości. Jakby ich poniżenie nas wywyższało. dźwigało z poczucia znikomości i bezsiły. Miło jest wyobrazić sobie, że moja pozycja – małego błazna u stóp kolumny – jest wyższa od pozycji wielkiego rozkazodawcy na szczycie. l bezpieczniejsza, choć to nie takie pewne.

Teorie agresji.
Ktoś, jakiś uczony – chyba ponury – wywodził śmiech z… pokazywania kłów, zaś literat – też nie wiem, który – nazwał twórczość komiczną ludożerstwem jaroszów. Istotnie, zjadliwość uderza w wielu dowcipach. Gdyby kręgi humoru oczyścić z kpin, drwin; szyderstw, parodii i karykatur, to ich objętość zredukowałaby się do jednej trzeciej.
Na ogół człowiek względnie cywilizowany nie rozładowuje napięć, wrogości akcją fizyczną, lecz gdy kogoś znienawidzonego ośmiesza, odczuwa słodycz zaspokojenia silnej potrzeby. A może niekoniecznie znienawidzonego? Motywacja niektórych dowcipnisiów zdaje się być w ogóle dawaniem upustu agresywności. Chamskich wesołków jest co niemiara.
Czy jednak śmiech o charakterze agresywnym cechuje tylko osobników prymitywnych? Nie sądzę. Arystokrata de Bruyere poruszał się raczej w salonach niż w spelunkach, a to on właśnie napisał: „Co krok trafiamy na szyderców, świat roi się od tej plagi. Człowiek dowcipny a niezłośliwy, to rzadki ptak”. Freud jeszcze mocniej podkreślił:
„Przyjemność, jaką sprawia żart napastliwy, jest prawie zawsze znikoma”.
Oczywistym jest jednak, że dowcip z osób nie lubianych, nawet słaby wywołuje żywszą reakcję niż z lubianych, nawet dobry. Efekt komiczny zależy w dużej mierze od stosunku do ofiary dowcipu. Żeby czyjeś salto na schodach nas bawiło, ten ktoś powinien być wyraźnie antypatyczny.
Odsłaniamy zęby w śmiechu nie tylko dając ujście niechęciom osobistym. Żaden uraz nie inspiruje chochlika groteski, gdy wywija koziołki w obliczu pozornych wielkości. Pasja przekłuwania balonów jest pokrewna najczystszej inspiracji humorysty – oburzeniu moralnemu. Gdy w starciu z mocnym wygrywa cherlak, a ze spryciarzem – naiwniaczek, gdy mądry książę bierze za żonę skromną brzydulę, a nie pyszałkowatą ślicznotkę, uśmiechamy się radośnie, jakby to nas oświetlił jasny promyk. Solidaryzujemy się z tymi słabymi, naiwnymi, nie najpiękniejszymi, tym bardziej, że sami… nie jesteśmy nadzwyczajni.

Przyjemność. Wspólnym mianownikiem opisanych teorii śmiechu jest przyjemność. To nie przypadek, iż stare słowo ,,uciecha” znaczyło zarówno „zabawę”, „śmiech” jak i „przyjemność”, a w czasopiśmie „Zabawy przyjemne i pożyteczne” (1769-1777) powiedziano krótko i dobitnie: „Śmiech zwyczajnie jest znakiem niejakiego ukontentowania”.
Oświecony tym zdaniem przeglądam to, co napisałem o powodach śmiechu i rzeczywiście stwierdzam, że przyjemność występuje w nich wszystkich; jest nią wezbranie życiowej energii, ujawnienie lub rozładowanie napięcia, nagle uśmierzanie niepokoju, wyzwolenie, nieoczekiwany, a dobry obrót rzeczy, udany cios, dokonanie się sprawiedliwości. Triumfuję! Srokę komizmu złapałem za ogon! Zaraz! Nie! Oj nie! Przypominam sobie śmiech histeryczny i ten… do serca. Kilka piór z ogonka sroki mi się wymknęło.
Bezradnie rozkładam ramiona i tłumaczę. Twarz ludzka, nawet twarz znakomitego aktora, ma bardzo ograniczoną liczbę wyrazów wobec nieograniczonej liczby możliwych odczuć i przeżyć. Pewnie i śmiech to jedyna reakcja na mnóstwo najróżniejszych bodźców.

Artykuł ukazał się w …………. (?)


Wspomóż tę stronę i czytelnictwo

		
0
0
Podziel się / Share Facebooktwitterredditpinterestlinkedintumblrmail
Zobacz jeszcze / See also Facebookpinterest