Odezwij się!

„…A teraz otwieram dyskusję… Proszę… Śmiało… Na pewno są jakieś zastrzeżenia, jakieś uzupełnienia… A może pytania… Czy naprawdę wszyscy, pod każdym względem w każdym szczególe zgadzają się z prelegentem?…!!” Daremnie przewodniczący wzywa obecnych do wzięcia udziału w dyskusji…
Milczenie sali jest krępujące i kompromitujące. Rzadko kiedy referat jest tak dobry, by niczego nie można było dodać, by z żadnej strony nie można go było „zahaczyć”. Dużo częściej słuchacze są obojętni, martwi albo absolutnie nic o przedmiocie nie wiedzą. I to ich właśnie kompromituje. Jeszcze haniebniej przedstawia się sytuacja gdy referat zawierał głupstwa, których nikt czy nie zauważył, czy nie ośmielił się wytknąć.
Są sytuacje, w których trzeba publicznie powiedzieć „nie” i swój sprzeciw uzasadnić. Są inne kiedy trzeba publicznie wystąpić z inicjatywą. Inne, kiedy przychodzi skonkretyzować refleksie albo zdynamizować grupę, która „nie bardzo wie, czego chce”. I jeszcze inne kiedy po prostu dla uzupełnienia obrazu, dla ścisłości lub – nie bójmy się tego słowa – dla prawdy trzeba publicznie zabrać głos. Dodajmy, że sensowny udział w dyskusji to pierwszy krok do zwrócenia na siebie uwagi, to owe „jestem i myślę”, to jakby oświadczenie „to, co was obchodzi, mnie także przejmuje”. Niekiedy mniej od innych wartościowe jednostki wybijają się tylko dzięki temu, że nie boją się publicznie występować…

TREMA
„Zawsze zaczynam dzień od tego co najtrudniejsze” – oświadczył sędziwy profesor Brum-Zabrumski.
– To znaczy? – spytałem zaintrygowany.
– Od wstania młody człowieku, od wstania!”

Przypominam sobie ten żart, bo przecież najtrudniejszą rzeczą w dyskusji jest właśnie wstać i powiedzieć pierwsze słowo. Niewielu znajdzie się ludzi, którzy by w takiej sytuacji nie odczuwali przyśpieszonego bicia serca, a chyba każdy kto występuje po raz pierwszy, drży, poci się, ma ochotę uciec… Tak, pierwsze słowa z trudem przeciskają się przez gardło, ale tylko pierwsze. Po przełamaniu wstępnego oporu myśl niepodzielnie koncentruje się na przedmiocie, a mówiący nie troszcząc się już tak bardzo o to, jakie sprawia wrażenie, nabiera swobody, rozpędza się, a ilość słuchaczy już go nie paraliżuje, a raczej twórczo podnieca.
Czytelnik, który sam nie doświadczył tych dwóch faz – prawie że paraliżującego zdenerwowania i zaraz po nim następującego przyjemnego podniecenia – może mi nie dowierzać i musi się osobiście przekonać. Musi. Koniecznym warunkiem opanowania sztuki swobodnego i dobrego przemawiania jest częste publiczne występowanie. Zdenerwowanie pochodzi przede wszystkim z niepewności, z nieufności w stosunku do własnych sił i dlatego jedynym sposobem zlikwidowania go jest wypróbowanie ich. Choć prawie wszyscy młodzi ludzie, którzy mieli zostać w przyszłości znakomitymi mówcami, przeżywali przy swoich pierwszych występach straszliwe napady tremy, to jednak nigdy by się nie wybili, gdyby dali się swojej lękliwości sparaliżować.

Zacznij od pytań

Droga do każdego mistrzostwa wiedzie przez stopniowanie trudności. Trochę nierozsądnie byłoby, aby ktoś, komu drżą nogi na samą myśl o tym, że mógłby mówić do większej ilości zebranych, od razu podjął się wygłoszenia (nie odczytania!) dużego referatu. Radziłbym mu, aby nabrał śmiałości aktywnie uczestnicząc w dyskusjach; a znowu najłatwiejszym pierwszym krokiem uczestniczenia w dyskusji jest zadawanie pytań. Na przykład po referacie na temat współpracy szkoły z domem można zapytać czy i o ile realny jest postulat przedmówcy, by nauczyciel znał dom ucznia. Następnym krokiem może być pytanie z uzasadnieniem. Na przykład po referacie o wartości estetyki możesz zapytać, czy słuszne jest twierdzenie, iż wyrobienie estetyczne ma dodatni wpływ na poziom etyki i wyjaśnisz, że stawiasz je, ponieważ słyszałeś o estetyzmie hitlerowców i faszystów.
Krótko
Kiedy już przyzwyczaisz się do mówienia, mimo że wszyscy na ciebie patrzą, możesz przejść do wygłaszania uwag uzupełniających lub krytycznych, najpierw krótkich potem coraz dłuższych. Ale nigdy długich. Kto długo mówi, ten już tym samym nie mówi dobrze; zanim zdoła wyczerpać temat, do cna wyczerpie słuchaczy. Przypominam o tym, gdyż dla wielu zdobyć się na skończenie wypowiedzi, jest równie trudne jak zdobyć się na jej rozpoczęcie.

Fakty

Wspomniałem o uwagach uzupełniających, gdyż dyskutanci zbyt często wychodzą z założenia, że ich rola polega wyłącznie na wytykaniu błędów referenta lub innych dyskutantów. Przeważa dyskusja nie rzeczowa i spieranie się o opinie przy nie wystarczającej bazie informacji. Jak można spierać się o charakter Włochów, gdy jedna strona ma „wyrobione zdanie” na podstawie Włocha poznanego podczas Festiwalu Młodzieży, a druga – na podstawie paru filmów? Albo czy ma sens dyskusja o telepatii, gdy żadna ze stron nie zna literatury przedmiotu, przy czym jedna zajmuje postawę zdecydowanie sceptyczną, a druga – pod wpływem paru zasłyszanych opowiadań – naiwnie łatwowierną.
Najsubtelniejsze rozumowanie nie poparte informacją jest zwykle mało warte. Dlatego najwartościowszym dla wszystkich z referentem włącznie jest głos wzbogacający przedstawiany obraz o nowe wiadomości. Podkreślam: specjalnie cenne są odnoszące się do omawianego zagadnienia nieznane fakty.
Dyskusja jest przeglądem i porównaniem informacji w celu wyciągnięcia wniosków. Im więcej w trakcie dyskusji wypłynie odnoszących się do jej tematu faktów, tym mniej będzie błądzenia, mniej możliwości rozbieżnych interpretacji i więcej szans na po rozumienie. Nawet w sporze o sprzeczne interesy – niesłusznie nazywanym dyskusją – dobra informacja jest „uzbrojeniem” stron, materiałem, na którym może się oprzeć opinia osób trzecich.

Przygotowanie

„Ale – zarzuci mi ktoś – dorzucenie nowych wiadomości wymaga pewnego przygotowania”. Oczywiście, mało obiecująca, mało ciekawa i mało poważna jest dyskusja, do której nikt się nie przygotował, zwłaszcza gdy dla uczestników temat jest obcy. Byłem świadkiem takiej dyskusji o polskiej powojennej powieści. Wymieniono „aż” trzech autorów, „aż” pięć wydawniczych pozycji, a najwięcej rozwodzono się na temat – a właściwie nie na temat – zainteresowania czytelników.
A więc wybierając się na odczyt, po którym chcesz wziąć udział w dyskusji, przemyśl, czego chciałbyś się dowiedzieć, zlekka odśwież i uporządkuj wiadomości, które już na ten temat posiadasz i ewentualnie coś przeczytaj. Pamiętaj, że pierwszym warunkiem odezwania się jest mieć coś do powiedzenia i że dobre przygotowanie jest doskonałym (choć bynajmniej nie całkowicie skutecznym) środkiem na zdenerwowanie.

Pierwsze słowa

Przygotowując się należy zadbać i o formę wypowiedzi. Oczywiście że trudno z góry przewidzieć co i jak powiesz, ale nawet na pól minuty przed wstaniem warto sobie uświadomić, że pierwsze słowa powinny od razu przykuć uwagę słuchaczy i życzliwie ich względem mówiącego usposobić. Nie jest to trudne, bo prawie każdy, kto zaczyna mówić, ma za sobą życzliwość słuchaczy. Przez parę sekund. Bo jest czymś nowym. Sztuka w tym, aby tych parę sekund rozciągnąć na minutę albo nawet na parę minut. Tymczasem pierwotne zainteresowanie słuchaczy bardzo łatwo stracić zaczynając na przykład od usprawiedliwiania się:
„Nie umiem mówić, ale…” „Nie znam się na tym, ale…” „Nie czytałem książki, o której mówimy, ale…”. Taki wstęp podkopuje zaufanie do mówiącego i jest sygnałem nudy, podczas gdy powinien jednać zaufanie i budzić ciekawość.

Realia i obrazy

To samo odnosi się do wstępów bardzo formalnych albo bardzo ogólnikowych. Zamiast „Chcę skorzystać z okazji, by przedstawić państwu…” powiedz: „Badania nad wydajnością pracy przeprowadzane w naszej montażowni wykazały…”; zamiast „Pewien człowiek powiedział mi kiedyś…” powiedz „Mój znajomy chemik, pracujący w filtrach…”.
Abstrakcje tak samo jak ogólniki nie wywołują w oczach słuchaczy żywych obrazów i dlatego łatwo mogą znużyć.

Do rzeczy i do serca

Najważniejszą radę schowałem na ostatek. Oto pierwsza. Należy mówić do rzeczy. Proszę zauważyć, że wyrażenie „do rzeczy” ma dwa znaczenia „na temat” i „sensownie”. I jest w tym dużo mądrości języka: to co nie jest na temat jest bezsensowne.
I oto druga: Trzeba przejąć się tym, co się mówi. Żywe słowo tym się różni od pisma, że przekazuje coś więcej niż mogą przekazać same drukowane słowa, przekazuje mianowicie coś z osobowości i uczuć dyskutanta. Właśnie to emocjonalne zabarwienie czyni je żywym i ułatwia dotarcie nie tylko do umysłów, ale i do serc odbiorców.

STEFAN GARCZYŃSKI
„PŁOMIENIE”, wrzesień 1960


Wspomóż tę stronę i czytelnictwo

 

		
0

 

 

0
Podziel się / Share Facebooktwitterredditpinterestlinkedintumblrmail
Zobacz jeszcze / See also Facebookpinterest