Jak dzieci radzą sobie z rodzicami

Stefan Garczyński
(TWOJE DZIECKO NR 12 (312), GRUDZIEŃ 1976)
Za moich czasów – to znaczy za czasów mego dzieciństwa – wygrane bitwy z dorosłymi należało do rzadkości. Regułą były klęski niedorosłych. Poza wszelkimi postaciami przemocy rodzice i dziadkowie dysponowali doświadczeniem, jako że sami kiedyś walczyli ze swoimi rodzicami. Ale, w drugiej połowie dwudziestego wieku naturalny porządek rzeczy stał się nienaturalnym. Dzieci rodzą się z doświadczeniem dorosłych, a dorośli cierpią na infantylis naivitas.

Przykład najprostszy. Dawniej:
– Nie wyjdziesz póki nie odrobisz lekcji – przykazywała matka.
– Dlaczego?
– Bo tak mówię!
I chłopiec pokornie siadał do książek czy zeszytów mimo gromkich wezwań z podwórka kolegów footbolistów.

Dzisiaj:
– Nie wyjdziesz póki nie odrobisz lekcji – przykazuje matka.
– Dlaczego?
– Bo tak mówię
na co chłopiec podnosi brwi i zdumiony pyta:
– Jak to?
Matka peszy się i płoszy. Pojmuje, że popełniła niewybaczalną pedagogiczną gafę i że syn wie o tym. Tłumaczy się:
– Nie mogę przecież wszystkiego objaśniać, ale widzisz, to kwestia samodyscypliny i obowiązkowości. Wyrabianie jej sobie…
– „Samo dyscypliny” powiedziałaś? To dlaczego mi ją narzucasz?
Matka jeszcze bardziej speszona:
– Pomagam ci. Poza tym, jeśli teraz lekcji nie odrobisz, to później…
– A moje zdrowie’? – znowu przerywa syn. -Dzisiaj jeszcze nie miałem ruchu na powietrzu.
To samo przy obiedzie:
– Nie kładź łokcia na stół.
– Dlaczego?
– Bo to niegrzeczne.
– Co w tym niegrzecznego?
No i próbujcie objaśnić przemądrzałym dzieciakom, co jest niegrzecznego w kładzeniu łokcia na stół. A domaganie się objaśnień jest dziś niepisanym (ale na ogół przestrzeganym) prawem dzieci i młodzieży.

Podsłuchałem kiedyś rozmowę:
– Niczego mi nie wolno. Wszystkiego mi zabraniają.
– Pytaj dlaczego. Znudzi im się objaśnianie i przestaną zabraniać.
Nie wiem skąd, może z telewizji, dzieci nałykały się wiedzy psychologicznej i, w przeciwieństwie do dorosłych, często ją stosują. Na przykład sprzeciwiają się rzadziej niż kiedyś:
– Już dziewiąta, idź spać – mówi matka tak słodko, jakby proponowała pójście na lody.
– Dobrze mamusiu – odpowiada równie słodko mały psycholog, i matka zadowolona wraca do swej lektury.
Powieść przykuwa jej uwagę tak, że mija co najmniej dwadzieścia minut…
– Zdaje się, że miałeś iść do łóżka – przypomina skończywszy rozdział.
– Idę.
– Nie widzę tego.
– Chciałbym tylko skończyć. Mogę? Proszę cię. Powieść jest bardzo ciekawa, syn prosi bardzo grzecznie, a poza tym należy wyrabiać w dziecku nawyk kończenia wszystkiego co rozpoczęło. Po chwili wahania matka okazuje wiec wspaniałomyślność:
– Dobrze. Ale szybko.
– Postaram się. Dziękuję.
Chłopiec wraca do zabawy, a matka do książki… Tym razem jednak nie doczytuje rozdziału do końca.
– Dosyć tego! Do łazienki i spać.
– Pozwoliłaś mi skończyć.
– Co skończyć?
– Zaraz ci pokażę.

Matka wpadła. Staś zabiera się do szczegółowego objaśniania, jaki to dom chciał zbudować z klocków, a ona nie wie, czy jeszcze raz ma ustąpić, uszczuplając w ten sposób swój i tak wątły autorytet, czy też, nie pozwalając na dalsze lekceważenie jej polecenia, stłumić poryw twórczej inicjatywy chłopca i tym samym negatywnie zaważyć na jego rozwoju. W każdym razie powieść trzeba odłożyć… Na szczęście twórcza inicjatywa szybko wyczerpuje się.
– Teraz już ani minuty dłużej, idź do łóżka.
– Ale przedtem muszę się umyć.
– Oczywiście.
– Czuję się strasznie brudny, wezmę kąpiel.

Trudno odmawiać prawa do kąpieli dziecku, które czuje się strasznie brudne, a potrafi ono w wannie wygospodarować dla siebie jeszcze co najmniej dwadzieścia minut. Z pewnością prędzej czy później znajdzie się w łóżku, ale nie wcześniej niż w godzinę po pierwszym: ,,idź spać”. I to bez awantur, spokojnie, pogodnie – „na psychologię”.
Takie dziecko jest mistrzem w unikaniu zderzeń bez ustępowania. Oto jeszcze jeden przykład:
– Przestań bębnić w deskę. Przeszkadzasz mi. Chłopiec, który wbijał gwoździe w deskę, by stworzyć z nich deseń – dzieło sztuki, spogląda na ojca wzrokiem roztargnionego artysty, wyrwanego z objęć muzy i szepcze:
– O przepraszam. Bardzo przepraszam. A jeśli postaram się ciszej pracować?
Ojciec od razu przypomina sobie, że każda zabawa jest dla dziecka kształcąca: przypomina też sobie, że nauka kompromisu jest istotna dla nauki współżycia rodzinnego i społecznego. Propozycja syna jest właśnie rozsądnym kompromisem.
– Dobrze,..
I malec dalej wbija gwoździe w deskę, a na nowy protest ojca zapewnia go, że stara się robić to jak najciszej.
Ma się rozumieć, iż nie sposób dać pojęcie o taktyce i strategii nowoczesnego dziecka w krótkim felietonie, ale muszę zasygnalizować jeszcze jeden typowy manewr:
– Przestań się bawić porcelaną. Te figurki są kruche, na pewno je zbijesz.
Ale w tej chwili nasze dziecko fascynują właśnie te kruche postacie pasterza grającego na fujarce i pasterki w niebieskiej spódnicy.
– Ja uważam.
– Postaw je z powrotem na półkę.
– Zaraz.

„Zaraz” bardzo się przeciąga, ojciec waha się czy wyrwać porcelanę z rąk Stasia, czy też nie używać przemocy i cieszyć się, że w jego dziecku tak wcześnie budzi się podziw dla piękna Wahanie okazuje się kosztowne. Ręka pasterki, za którą Staś podnosi porcelanę, nie utrzymała ciężaru dwóch osób, ławki i kawałka niemieckiej ziemi. Urwała się i cała kompozycja miśnieńskiego mistrza znalazła się na podłodze rozbita na wiele kawałków i kawałeczków.
– A co, nie mówiłem! – zaczyna ojciec. Nabiera tchu i syn czuje, że wybuch gniewu będzie potężny (chociaż właściwie ojciec powinien być zadowolony, że sprawdziła się jego przepowiednia). Tak, wybuch gniewu będzie potężny a nawet – wobec wielkości szkody – grozi lanie. Nie ma chwili do stracenia. Dziecko – psycholog jeszcze szybciej nabiera pełne płuca tchu i, uprzedzając ojca, wrzeszczy z całych sił:
– Dlaczego mnie wszyscy nienawidzą!
Z kuchni wypada przerażona matka. Obejmuje łkające dziecko, takie biedne, takie skrzywdzone. Z wyrzutem patrzy na męża. Mąż milczy, zapomina o szkodzie i z niepokojem patrzy na chłopca. „To wygląda na poważne zaburzenie psychiczne” – myśli. – „Trzeba będzie pójść z nim do poradni”.

Kochani! Wybaczcie mi, że was demaskuję. Ja zawsze byłem po Waszej stronie, bo nauczono mnie, że dżentelmen powinien stawać obronie słabszego; ale wygląda na to, że w drugiej połowie dwudziestego wieku słabszą stroną są rodzice…


Wspomóż tę stronę i czytelnictwo

		
0

 

0
Podziel się / Share Facebooktwitterredditpinterestlinkedintumblrmail
Zobacz jeszcze / See also Facebookpinterest